Obejrzałam go od początku do końca, ale tylko dlatego, że - po pierwsze nie byłam zmęczona (więc nie usnęłam), - a po drugie ...no mimo wszystko ciekawa byłam jak się to wszystko skończy.
"Youth Without Youth" jest wg mnie zrobiony jakoś tak BEZ ŻYCIA... widza torturuje się powolnością, niepotrzebnymi ujęciami, dywagacjami gł.bohatera i językowymi występami, zbytnio rozbudowaną otoczką, która nic nie wnosi, a tylko wydłuża seans.
Nie znam książki, na podst. której powstał film "Młodość stulatka" (w filmie chodzi o 88-latka czy raczej 70-latka) i sądzę, iż już jej nie przeczytam (autora znam, parę jego książek było obowiązkowych podczas mej nauki). Pomysł na film, w którym melodramat przeplata się z mistyką i metafizyką wydaje mi się interesujący, jednak realizacja tego pomysłu NIE jest wg mnie zbyt frapująca, ciekawe i ważne tematy zostały ukazane w sposób zbyt mało atrakcyjny.
Ponadto aktorzy grali - niby dobrze, ale dla mnie mimo wszystko w sposób bardzo zdystansowany, ...no jakieś takie mało emocjonujące to aktorstwo było... Wątki miłosne dla mnie absolutnie nie przekonujące - bez ikry, bez pasji.
"Dzieło WIELKIEGO MISTRZA" dla mnie nie okazało się dziełem, ale co ja tam wiem ...jestem tylko widzem, a Coppola nie robił tego filmu dla mnie, tylko dla siebie samego.
(W moim pryw. rankingu: tylko 5pkt/10 = trójka.)